Samobieżna armata przeciwlotnicza 35 mm SA-35 z PIT-Radwar na podwoziu Jelcz P663.45 T60 z napędem na wszystkie koła (6×6)
Podczas ostatnich targów MSPO w Kielcach spółka PIT-Radwar zaprezentowała swoją propozycję samobieżnej armaty przeciwlotniczej kalibru 35 mm oznaczonej SA-35.
Powstała ona w wyniku umieszczenia armaty morskiej AM-35K, opracowanej na potrzeby niszczycieli min projektu 258 Kormoran II na na podwoziu Jelcz P663.45 T60 z napędem na wszystkie koła (6×6).
Lądowo-morski SA-35

Pomysł na opracowanie SA-35 pojawił się w PIT-Radwar samodzielnie, bez żadnego zlecenia z zewnątrz.
Wdrożenie na niszczycielach min okrętowego systemu uzbrojenia OSU-35K z armatą 35 mm przyniosło gotowe, sprawdzone w trudnych warunkach morskich, rozwiązania.
Uznano, że skonstruowaną już armatę AM-35K można relatywnie szybko przystosować do wymagań lądowych.
W nowej konstrukcji wykorzystano więc kompletną wieżę morskiej armaty AM-35K i głowicę obserwacyjno-śledzącą ZGS-35K, bloki elektroniki z BSKO-35K oraz rezerwowe stanowisko kierowania ogniem RSKO-35K.
Zasadnicze elementy umieszczone są na platformie o wymiarach standardowego kontenera 20-stopowego, dzięki czemu może być przewożona przez dowolny samochód przystosowany do transportu takich kontenerów.
Przygotowany demonstrator służy pokazaniu potencjalnym klientom, że możliwe jest względnie szybkie przygotowanie produktu opartego o gotowe rozwiązania, co pozwala na skrócenie czasu pomiędzy złożeniem zamówienia, a otrzymaniem końcowego rezultatu. Oczywiście przy tworzeniu SA-35 PIT-Radwar działał bez jakichkolwiek, nawet wstępnych, wymagań potencjalnego klienta, nie mówiąc o szczegółowych wymaganiach taktyczno-technicznych. Trzeba pamiętać, że na obecnym etapie jest to prezentacja możliwości przedsiębiorstwa, a nie gotowy, dojrzały produkt. Nie znaczy to, że tego typu demonstrator stanowi jedynie eksponat targowy.
Po zakończeniu zeszłorocznego MSPO, w pierwszej połowie października 2024 roku, SA-35 został wysłany na Centralny Poligon Sił Powietrznych w Ustce, w celu potwierdzenia przyjętych założeń konstrukcyjnych podczas praktycznego strzelania. Przeprowadzono próby, w czasie których wystrzelono blisko 500 pocisków.

Zdaniem konstruktorów w pełni potwierdziły one, że wybrane podwozie Jelcz P663.45 T60 (nota bene samo w sobie będące prototypem), sprawdziło się w praktyce, zarówno pod względem mobilności w terenie, jak również stabilności w czasie strzelania. Nie wystąpiły również żadne poważne awarie ani po stronie podwozia, ani armaty. Oczywiście nie były to próby zmęczeniowe i trudno na tej podstawie wyciągać ostateczne wnioski, ale można powiedzieć że nie zaobserwowano żadnych niepokojących symptomów, które mogłyby sugerować, że takie połączenie podwozia z armatą natrafi na poważne przeszkody wytrzymałościowe.
Przy strzelaniu z wykorzystaniem podpór osiągnięte wyniki w pełni odpowiadały tym osiąganym w wersji morskiej. Jeszcze ważniejszym testem było przeprowadzenie strzelań bez podpór czyli w warunkach przenoszenia wszystkich drgań bezpośrednio na podwozie samochodowe. Okazało się, że jest możliwe aby powstające wówczas ruchy platformy zostały skompensowane bez dokonywania zmian w istniejącym systemie napędowym armaty. Daje to perspektywę skutecznego prowadzenia ognia z krótkich przystanków, pozwalając na elastyczne reagowanie na zmieniającą się sytuację powietrzną, nawet w trakcie przemieszczania się pojazdu.
Naturalnie nasuwa to pytanie o potencjalną możliwość strzelania w ruchu. W tym wypadku producent jest ostrożny z deklaracjami, gdyż zweryfikowanie takiego założenia wymaga przeprowadzenia testów praktycznych z dokonaniem wszelkich niezbędnych pomiarów. Możliwość strzelania w ruchu to zagadnienie dużo bardziej skomplikowane niż sama tylko kwestia stabilizacji armaty. W takim wypadku powstaje choćby kwestia otrzymywania precyzyjnych danych o celach ze źródeł zewnętrznych, co wymaga precyzyjnej znajomości położenia środka ogniowego względem środków wykrywania. Problem ten można oczywiście rozwiązać poprzez zainstalowanie zarówno środków rażenia, jak i środków wykrywania na jednym podwoziu. Jednak w takim wypadku mówimy już o zupełnie nowej konstrukcji, która siłą rzeczy zmierza w kierunku koncepcji zbliżonej do zarzuconej niemal dwie dekady temu Loary.

Należy dodać, że podczas prób przeprowadzonych w Ustce SA-35 nie działał samodzielnie. Na potrzeby testów stworzono zaimprowizowany system dowodzenia. Do wskazywania celów służyła stacja radiolokacyjna Bystra, zaś dane przekazywane były za pomocą dostosowanego do potrzeb prób systemu Zenit.
Poprzednicy SA-35
Armata KDA kalibru 35 mm, na wytwarzanie której zakupiono licencję jeszcze w grudniu 1995 roku, nie miała do tej pory w Polsce szczęścia do wdrożenia w wariancie lądowym.
Zakupiona jako uzbrojenie samobieżnego zestawu przeciwlotniczego Loara, po anulowaniu programu pozostała niewykorzystana.
W następnych latach pojawiały się kolejne pomysły na jej zagospodarowanie.

W grudniu 2011 roku miało miejsce następne podejście do stworzenia wariantu lądowego. Ówczesny CNPEP Radwar złożył wówczas wniosek projektowy Bateria przeciwlotnicza z armatami kal. 35 mm, który przewidywał zastosowanie armat holowanych w dwóch wariantach: z celownikiem programowalnym (A-35) oraz z indywidualną optoelektroniczną głowicę śledząco-celowniczą (AG-35). Cały system miały tworzyć dodatkowo stacja radiolokacyjna MMSR-296, wóz dowodzenia i kierowania ogniem WD-35 oraz amunicja programowalna kal. 35 mm. Opracowane części składowe baterii po raz pierwszy zaprezentowano w Kielcach podczas MSPO 2016. Do zakupu systemu przez polskie wojsko jednak nie doszło.

SA-35 to już kolejne podejście do tematu lądowego zastosowania armaty kalibru 35 mm.
Wykorzystanie gotowych rozwiązań z wersji morskiej pozwala na założenie, że w przypadku zamówienia wariantu wyłącznie z głowicą optoelektroniczną, prototyp do badań wojskowych mógłby zostać dostarczony w przeciągu 24 miesięcy od zawarcia umowy.
W przypadku wersji wyposażonej w głowicę radiolokacyjno-optoelektroniczną czas ten miałby być nie dłuższy niż 36 miesięcy.
Także fakt wykorzystania elementów okrętowego systemu OSU-35K, powoduje że docelowy SA-35 mógłby powstać w ramach zakupu z dostosowaniem, procedury prostszej niż praca badawczo-rozwojowa.
Z pewnością skorzystanie z istniejących rozwiązań zmniejsza także ryzyko techniczne i pozwala klientowi na wcześniejsze zapoznanie się z możliwościami już funkcjonującej armaty morskiej.
Jednak czy SA-35 przyciągnie zainteresowanie klientów i przerodzi się w seryjny produkt pokaże dopiero przyszłość.
